14.02.2011 21:54
Kurs warsztatowy w Pro-Motor
Na kurs trafiłem przez przypadek. Szperając w necie znalazłem informację o kursie, który odbywał się w weekend akurat po moim służbowym pobycie w Warszawie. Trzeba jechać - pomyślałem - taka wiedza zawsze się przyda.
Ale potem jeszcze długo się wahałem, czy aby nie lepiej będzie te warsztaty odwołać. 400zł za weekendowy kurs nie mający nic wspólnego z jazdą jako taką, to jednak trochę dużo. Zwłaszcza jak się jest w kiepskiej sytuacji finansowej. Ponieważ jednak nie lubię niekonsekwencji, w końcu na zajęcia się wybrałem. I już po pierwszych 15 minutach przestałem żałować wydanych pieniędzy. Serio!
Powyższe zdjęcie co prawda nie pochodzi z naszego kursu, ale dość dobrze pokazuje jak ten kurs wygląda. Wszystko o czym opowiada Marek (prowadzący kurs) możemy od razu zobaczyć. Naprawdę wszystko. Przepołowiony silnik, gaźniki, sprzęgło - no co tylko sobie dusza zażyczy. Nie było takiego pytania (a zadawaliśmy ich dużo!) na które prowadzący by nie odpowiedział i do którego nie miałby gdzieś jakiegoś rekwizytu. Co więcej nie dowiadujemy się tutaj tylko jak działają poszczególne części silnika, ale także jak to wszystko jest razem połączone i jak wzajemnie na siebie wpływa. (Można sobie zainstalować najdroższy, sportowy wydech LeoVinca i... pogorszyć tym osiągi motocykla. Wszystko zależy od pozostałych części układu.) Dodajcie do tego niesamowite zdolności dydaktyczne marka (duży szacunek za to - wszystko było jasne, precyzyjne i ciekawe) oraz cwaniacko-motocyklową aurę, którą wokół siebie roztacza i macie pełny obraz pierwszego, prezentacyjnego dnia kursu.
Drugi dzień był bardziej praktyczny. Podzieliliśmy się na cztery grupy i każda rotacyjnie zaliczyła cztery stacje: koła (łatanie, zdejmowanie i ustawianie), lagi (rozbieranie z wymianą oleju i wszelkich uszczelek), układ hamulcowy (odpowietrzanie, wymiana płynu, zdejmowanie zacisków) i łańcuch (rozkuwanie, zakuwanie, dobór odpowiedniego typu). Największym zaskoczeniem było dla mnie zdejmowanie koła. Wydaje się proste, nie? To spróbujcie to zrobić. Samemu! Najlepiej w deszczu i będąc głodnym. Nam (w grupie) zajęło to sporych kilka chwil, zanim nie dostaliśmy wskazówek. Ze wskazówkami dawaliśmy już radę pojedynczo i szybciej. Naprawdę sądzę, że pewnego dnia ta wiedza uratuje mi dupę w trakcie jakiejś motocyklowej przygody.
Gdybym miał po tym kursie wymienić jedną rzecz, która jest najważniejsza w grzebaniu w motocyklu to powiedziałbym: spokój. Robinie wszystkiego powoli, spokojnie, bez szybkich ruchów to podstawa sukcesu. Najpierw pomyśleć, dokładnie obejrzeć - potem łapać za narzędzia. I nie szarpać się z nimi! Początkowo chciałem wszystko robić na raz. Nie szło. Jak się ogarnąłem - było dużo łatwiej. Naprawdę, w 99% przypadków w obsłudze motocykla nie potrzeba dużej siły.
W sumie, jakby się na tym chwilę zastanowić, to ma to przełożenie na życie w ogóle. Pytanie (może bardziej do kobiet) - co najbardziej cenicie w mężczyznach, których uważacie za męskich? Że można na nich polegać; że potrafią Wam coś w domu naprawić? Pewnie tak, ale to są wszystko rzeczy wtórne. Podstawą jest ten spokój, zdobyty po latach praktyki w mechanice i w życiu. Po kilkunastokrotnym dojściu samemu do wniosku, że “nie, na szybko to nie ma sensu”. Taka teoria mi się ułożyła w głowie po tych warsztatach.
Bo przecież wystarczy kilka razy ruszyć spod światłem z piskiem opon, rozpędzić do setki i potem gwałtownie hamować by zauważyć, że jazda ze stałą prędkością 50km/h wychodzi na to samo. Wystarczy kilka razy szukać po mieście śruby zniszczonej śrubokrętem, który był najbliżej, by następnym razem poświęcić minutę na dobranie właściwego. Wystarczy kilka razy spóźnić się na spotkanie z ukochaną kobietą, która zdenerowana czekaniem na Twoje wystanie w nieprzewidzianym korku, zrobi na pewno niemałą awanturę, by następnym razem wyjść piętnaście minut wcześniej. Uwielbiam ten niespieszny spokój.
Podsumowując - bardzo Wam polecam kurs warsztatowy w Pro-Motor.
Komentarze : 12
Odgrzebie trupa :)
Byłem na tym kursie warsztatowym (w innym czasie) wg tego, co mówił Marek, to odpowiedzi dla kolegi Yacho są mniej więcej takie:
1. Zmiana parametrów oleju silnikowego nie powinna mieć większego wpływu na moc silnika. Będzie na pewno miała za to wpływ na sprzęgło i przeniesienie napędu (np. sprzęgło może się ślizgac i nie przenosić całej mocy)
2. "Elektroniczne" cudeńka są dodawane do wydechów po to, żeby zmienić mapę wtrysku. Wynika to stąd, że zmiana wydechu zmienia sposób, w który usuwane są spaliny z cylindrów. To z kolei ma wpływ na spalanie mieszanki. Jeśli parametry spalania mieszanki się zmieniają, to komputer musi inaczej ją podawać. Dlatego trzeba nowej mapy wtrysku.
A czy po takim kursie dostałes jakis dowód ukończenia tego szkolenia? Pytam bo przydał by mi się taki papier. W czasach kiedy się uczyłem nie było profilu związanego z motocyklami zresztą i teraz jest mało takich szkół. Taki dokument dobrze by wyglądał w moim cv. Może ktos z was wie cos jeszcze na ten temat.
Przyjacielu Drewniacki ale ja nie miałem na myśli zwiększenia mocy silnika mając zamiar zmienić wydech.Zresztą już to sobie odpuściłem.Mam do Ciebie inne pytanie,które od dawna mnie trapi.Mianowicie w swojej CB1000R napełniłem silnik olejem Castrol Power Racing 4T 10W-50 pełen syntetic.Co prawda ta jednostka SC60 ma coś wspólnego z CBR-rką ale nie osiąga ani tej mocy co CBR1000RR,ani tych obrotów.Odrazu mówie,że jakaś szaleńcza jazda typu stunty,palenie kapcia,czy jakieś wojaże uliczne to nie moja branża.Powiedz mi czy dobrze zrobiłem wybierając ten olej??Honda zaleca olej o lepkości 10W-30,ja zastosowałem troche wyższej klasy lepkościowej.A jeszcze jak usłyszałem,że się zdarzają podróbki Castrola to "prąd poszedł mi w pięty".Proszę napisz,czy dobrze zrobiłem stosując ten olej w tym silniku i napisz mi jakie jest Twoje zdanie na temat tego oleju.
Yacho, w Fazerze (FZS 600) jest podobnie - wszystko fabrycznie jest tak fajnie zestrojone, że zmianami poszczególnych części układu raczej nie podniesiesz mocy motocykla. Japończycy jednak wiedzą jak robić motocykle ;-)
Kolego Drewniacki bardzo dziękuje za odpowiedż.Ja przymierzałem się do zmiany wydechu ale dam sobie na luz,bo po pierwsze jest jeszcze gwarancja,a po drugie jestem zdania,że "co robiła fabryka tego się nie tyka".CB1000R z fabrycznie montowanym wydechem jest za cicha,a co do spalania paliwa to nie będe komentował.6-7 litrów na setke musi "zjeść".Jakbyś nie jechał.
@Yacho, w starszych motocyklach (jak mój), wymieniając wydech regulujesz gaźniki (dobierasz zaworek i iglicę), bo ten element odpowiada za dobór ilości paliwa. Chodzi o to, by skład mieszanki paliwowo-powietrznej (to nam się spala nad tłokiem) pozostał taki sam. W nowszych motocyklach zamiast gaźników jest wtrysk i te "elektroniczne cudeńka", o których piszesz, zmieniają Ci mapę zapłonu. Czyli taką tabelkę ilości paliwa w zależności od obrotów silnika, wg której układ dobiera ilość paliwa. Tyle zrozumiałem po kursie :)
Piszesz o kursie warsztatowym ciekawe rzeczy,ale dla mnie to żadna nowinka.Dzisiejsze połączenia śrubowe w motocyklach wymagają klucza dynamometrycznego,a do przednich lag bez niego nie ma co podchodzić.Z tą zmianą wydechu to prawda,że go zmieniając można uzyskać kupe huku w zamian za mniejszą moc silnika.Dla mnie "czarną magią" są wydechy w których komplet wchodzą jakieś dodatkowe elektroniczne cudeńka,które trzeba podpiąć do kalkuratora wtrysku.Mam na myśli motocykle z jedno lub wielopunktem.
@Michaliński, z tymi dziewczynami to jest w ogóle strasznie trudna sprawa ;-)
@misiakw, ja polecam na wiosnę, bo zimą to się w garażu siedzieć nie chce. Za zimno.
taki kursik to musi być przydatny przed zimą... kto wie, jak finanse pozwolą..
Dziękuję za ten wpis! ;) Jeśli będę miał możliwość to chętnie na taki kurs się wybiorę. Póki co spokój opanowałem, zazwyczaj siadam z instrukcją, przygotowuję wszystko co konieczne zanim przystąpię do pracy. To rzeczywiście ułatwia! Pozdrawiam! M. ;) PS. Też nauczyłem się wychodzić 15 minut wcześniej. :D
@miszi, dokładnie! Ja tak mam ze wszystkim. Nie ważne czy biorę się za motocykl, rower, czy głupi zawias w kuchennej szafce. Jak robię na szybko to popsuję albo niedługo muszę robić drugi raz. Jak się nie spieszę, to zazwyczaj jest dobrze.
Na kursie był jeden taki gość, co do końca wszystko robił strasznie nerwowo. Jak się patrzyło z boku, to wyglądało to nawet dość śmiesznie.
fakt, spokój przede wszystkim. Tej zimy smarowałem linki w moto. Ciemno, zimno, koordynacji przez to brak, a składanie z powrotem przełączników na kierownicy wymaga opanowania i skupienia. Jak się człowiek zaczyna denerwować to najlepiej przestać na chwilę pracować, rzucić soczystym bluzgiem i wyrównać oddech. I spokój znowu wraca ;)
Archiwum
Kategorie
- Kursy (1)
- Na wesoło (656)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (1)
- Przemyslenia (3)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)